Najpierw kompromitacja w redakcji
tygodnika WPROST, a teraz to. Tym razem moja skromna osoba padła
ofiarą Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, nie pisałbym o tym
gdyby nie miało to związku z fotografią, która jakby nie było
jest prima baleriną tego blogu. Kilka dni temu z powodu upragnionego
wolnego spacerowałem z aparatem po Katowicach, zacząłem od centrum
udając się na południe. Szukałem czegoś ciekawego w
architekturze, nic mnie nie zainteresowało aż do chwili gdy moim
oczom ukazał się ogromny kompleks pomarańczowo-niebieskich bloków
z wielkiej płyty. Była to Komenda Wojewódzka Policji. Moloch
jakich wiele, jednak mnie zaciekawiło prawe skrzydło nie pasujące
do reszty. Część zdecydowanie niższa niż główny człon
komendy, do tego architektonicznie pełen socrealizm! Najpierw
chciałem zrobić plan ogólny, ująć całe budynki z różnych
miejsc, w tym celu pałętałem się po parkingu pełnym samochodów
i tajniaków patrzących na mnie spode łba. Nie przejmowałem się,
bo według prawa byłem nietykalny (teren publiczny, otwarty 24
godziny na dobę, brak zakazu wstępu i fotografowania) ale jak
wiadomo ,,władza'' czasem wysuwa się przed zdrowy rozsądek.
Podszedłem pod ściany budynku by
uchwycić trochę detalu. Po kilku wyzwoleniach migawki usłyszałem
za plecami szybkie kroki. Dwóch rosłych mężczyzn (jeden wąs,
drugi łysy), którzy w bardzo uprzejmy sposób powiedzieli,
że są z Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego i zapraszają ze sobą
wskazując na wejście do budynku. Myślę sobie – fajnie, zobaczę
jak ten budynek wygląda od środka, a może jak dobrze pójdzie to i
herbatki się napiję :). Niestety zamiary panów bezimiennych były
zgoła odmienne. Po pierwsze zobaczyłem tylko hol (nic specjalnego,
klimatu PRL brak), a po drugie zamiast herbatki usłyszałem jakieś
bzdury o regulaminie wewnętrznym ABW, że niby nie mogę robić
zdjęć. Powoływałem się na polskie prawo, że miejsce publiczne,
instytucja państwowa itd. Może was to zdziwi ale ...nie przekonałem
ich. Najlepsze jest to, że gdy zapytałem za co mnie zatrzymali –
powiedzieli, że za podejrzenie szpiegostwa – tożto litość i
trwoga, fajnym byłbym szpiegiem idiotą, który bez ceregieli robi
zdjęcia pod samym wejściem do ABW.
Miałem dosyć kopania się z końmi i
usunąłem zdjęcia, lecz nie wszystkie. W aparacie mam funkcję
niejako dzielenia karty pamięci na partycje po 100 zdjęć, po
każdej setce liczone są znowu od zera. Gdy mnie zatrzymano licznik
wskazywał 14 zdjęć :), w rzeczywistości było ich 114, pech
chciał że tylko ostatnia trzydziestka była portretami Komendy i
okolic. Usunąłem zatem 14 zdjęć pokazując łysemu i wąsatemu wyświetlacz z
licznikiem wskazującym okrągłe zero. Nie mówię, że zdjęcia
chociaż dobre ale mam satysfakcję, że udało mi się uniknąć
totalnej przegranej. Chwilę później przyszedł rzecznik prasowy
Komendy Wojewódzkiej i powiedział, że w sumie mam rację ale ABW
to ABW i nic na to nie poradzi. Szkoda, że tak późno przyszedł,
bo może bym więcej zdziałał, a tak musiałem usunąć
(oficjalnie) wszystkie zdjęcia.
Największym absurdem całej sytuacji
jest to, że nawet mnie nie wylegitymowano, nikt nie chciał wiedzieć
jak szpieg się nazywa (bo pewnie dokumenty i tak sfałszowane).
Udowodnili tym samym, że zakpili sobie ze mnie, wkurzało ich po
prostu moje chodzenie z aparatem przy oku między ich 20-letnimi
skorodowanymi fordami. Stworzyli sobie okazję by znowu pokazać nam
malućkim, że to ONI mają władzę. W sumie mogłem inaczej
zareagować, walczyć o swoje prawa, ale po co? Po to by stracić
cały piękny wolny dzień? Nie – w imię źlę pojętej dumy nie
będę rezygnował z dalszego spaceru z aparatem. Tym bardziej, że
fotografie, które poświęciłem nie były niczym specjalnym. Mam
jednak nadzieję, że kiedyś trafi się ktoś, komu nie będzie
zależało na dalszym spacerze.