30 sierpnia 2014

Królewska fotografia

Fotokawalarz - powiedział o mnie mój dobry znajomy (fotograf) gdy tylko zobaczył początek mojego nowego projektu antyfotograficznego. Już sama nazwa świadczy o jego prześmiewczym charakterze, do tego dobór środków utrwalających nie jest przypadkowy.Jest to dokument w krzywym zwierciadle, zdjęcia które dotyczą każdego z nas, bo każdy jest swego rodzaju królową lub królem. Fotografie w sposób brutalny, wręcz nachalny przedstawiają bezpośredni widok z tronu (toaleta) ,,en face''. Scenerie w żadnym stopniu nie były aranżowane. Do dokumentacji kilkunastu ,,królestw'', którą potraktowałem jako zabawę posłużył mi aparat zabawka Instax Mini 7s (polaroid).

Królestwo Roberta / Gliwice

Królestwo Łukasza / Wojska

Królestwo Piotra / Zabrze

Królestwo Kaśki i Tomka / Gliwice

Królestwo Darka i Grześka / Gliwice

Królestwo Mariusza / Zabrze

Królestwo Anny i Bartka / Wieszowa

Królestwo Aleksandry i Aleksandra / Gliwice

Królestwo Basi / Racibórz

Królestwo Mirka / Zabrze


Królestwo Agnieszki / Gliwice

Królestwo Tomasza / Gliwice

Królestwo Ewy i Grześka / Zabrze

Królestwo Wiwi i Wiki / Wieszowa
Dla mnie fotografia to przede wszystkim frajda, a to czy robię coś na poważnie czy dla żartu nie ma żadnego znaczenia :) Dziękuję wszystkim, którzy zaprosili mnie do swoich domów i podzielili się swoim codziennym widokiem.

16 sierpnia 2014

Mumia? Plemnik? Mysz?

Robiłem  kolejne porządki w moich wiecznie nieogarniętych archiwach i znalazłem to. Kilka lat temu wraz z Alwarezem (http://tomaszslupecki.blogspot.com/) w pewne lutowe popołudnie pojechaliśmy na tzw. Cześki (jezioro Czechowickie w Gliwicach) zaopatrzeni w kilka rolek papieru toaletowego i oczywiście w dobry humor! Jezioro całkowicie skute lodem, temperatura około 5 stopni Celsjusza, a pomysł na zdjęcie - cóż ...głupkowaty. Zaraz po tym gdy Alvarez podwinął spodnie, rozebrał się do podkoszulka i zdjął buty, owinąłem go trzema rolkami papieru. Położył się na pomoście i robiłem zdjęcia jakby to była co najmniej Kate Moss :), w sumie nawet nie pamiętam jakie było główne zamierzenie - czy miała to być mysz, plemnik czy mumia, w każdym razie zabawa dobra, tym bardziej, że zza pleców pokaźna grupka gapiów z zainteresowaniem obserwowała nasze popisy. 

11 sierpnia 2014

Na Tysiaku


 Pan na balkonie wspaniałomyślnie i bezinteresownie z własnej inicjatywy wychylił się tak by bardziej go było widać, a na koniec zapytał: ,,Jak wyszedłem?'' Od razu humor lepszy :)
Kilka kadrów kolejnej architektonicznej ikony Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Katowickie kukurydze na osiedlu Tysiąclecia.

6 sierpnia 2014

Zatrzymało mnie ABW

      Najpierw kompromitacja w redakcji tygodnika WPROST, a teraz to. Tym razem moja skromna osoba padła ofiarą Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, nie pisałbym o tym gdyby nie miało to związku z fotografią, która jakby nie było jest prima baleriną tego blogu. Kilka dni temu z powodu upragnionego wolnego spacerowałem z aparatem po Katowicach, zacząłem od centrum udając się na południe. Szukałem czegoś ciekawego w architekturze, nic mnie nie zainteresowało aż do chwili gdy moim oczom ukazał się ogromny kompleks pomarańczowo-niebieskich bloków z wielkiej płyty. Była to Komenda Wojewódzka Policji. Moloch jakich wiele, jednak mnie zaciekawiło prawe skrzydło nie pasujące do reszty. Część zdecydowanie niższa niż główny człon komendy, do tego architektonicznie pełen socrealizm! Najpierw chciałem zrobić plan ogólny, ująć całe budynki z różnych miejsc, w tym celu pałętałem się po parkingu pełnym samochodów i tajniaków patrzących na mnie spode łba. Nie przejmowałem się, bo według prawa byłem nietykalny (teren publiczny, otwarty 24 godziny na dobę, brak zakazu wstępu i fotografowania) ale jak wiadomo ,,władza'' czasem wysuwa się przed zdrowy rozsądek.
      Podszedłem pod ściany budynku by uchwycić trochę detalu. Po kilku wyzwoleniach migawki usłyszałem za plecami szybkie kroki. Dwóch rosłych mężczyzn (jeden wąs, drugi łysy), którzy w bardzo uprzejmy sposób powiedzieli, że są z Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego i zapraszają ze sobą wskazując na wejście do budynku. Myślę sobie – fajnie, zobaczę jak ten budynek wygląda od środka, a może jak dobrze pójdzie to i herbatki się napiję :). Niestety zamiary panów bezimiennych były zgoła odmienne. Po pierwsze zobaczyłem tylko hol (nic specjalnego, klimatu PRL brak), a po drugie zamiast herbatki usłyszałem jakieś bzdury o regulaminie wewnętrznym ABW, że niby nie mogę robić zdjęć. Powoływałem się na polskie prawo, że miejsce publiczne, instytucja państwowa itd. Może was to zdziwi ale ...nie przekonałem ich. Najlepsze jest to, że gdy zapytałem za co mnie zatrzymali – powiedzieli, że za podejrzenie szpiegostwa – tożto litość i trwoga, fajnym byłbym szpiegiem idiotą, który bez ceregieli robi zdjęcia pod samym wejściem do ABW.
      Miałem dosyć kopania się z końmi i usunąłem zdjęcia, lecz nie wszystkie. W aparacie mam funkcję niejako dzielenia karty pamięci na partycje po 100 zdjęć, po każdej setce liczone są znowu od zera. Gdy mnie zatrzymano licznik wskazywał 14 zdjęć :), w rzeczywistości było ich 114, pech chciał że tylko ostatnia trzydziestka była portretami Komendy i okolic. Usunąłem zatem 14 zdjęć pokazując łysemu i wąsatemu wyświetlacz z licznikiem wskazującym okrągłe zero. Nie mówię, że zdjęcia chociaż dobre ale mam satysfakcję, że udało mi się uniknąć totalnej przegranej. Chwilę później przyszedł rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej i powiedział, że w sumie mam rację ale ABW to ABW i nic na to nie poradzi. Szkoda, że tak późno przyszedł, bo może bym więcej zdziałał, a tak musiałem usunąć (oficjalnie) wszystkie zdjęcia.
      Największym absurdem całej sytuacji jest to, że nawet mnie nie wylegitymowano, nikt nie chciał wiedzieć jak szpieg się nazywa (bo pewnie dokumenty i tak sfałszowane). Udowodnili tym samym, że zakpili sobie ze mnie, wkurzało ich po prostu moje chodzenie z aparatem przy oku między ich 20-letnimi skorodowanymi fordami. Stworzyli sobie okazję by znowu pokazać nam malućkim, że to ONI mają władzę. W sumie mogłem inaczej zareagować, walczyć o swoje prawa, ale po co? Po to by stracić cały piękny wolny dzień? Nie – w imię źlę pojętej dumy nie będę rezygnował z dalszego spaceru z aparatem. Tym bardziej, że fotografie, które poświęciłem nie były niczym specjalnym. Mam jednak nadzieję, że kiedyś trafi się ktoś, komu nie będzie zależało na dalszym spacerze.